Nowe życie
Rozdział 23
Gregor
Minął miesiąc od ostatniego spotkania z Mary. Wyrzuciłem ją z domu, ale dziś tego żałowałem. Męska duma nie pozwoliła mi wtedy jej zatrzymać. Oszukała mnie, wiedziała, że datę ślubu ciężko jest przełożyć a jednak zdecydowała się na jej wyznaczenie. Jeśli nie kochała Schlierenzauera to po co przyjęła oświadczyny? A jeśli już to zrobiła i nadal miała wątpliwości to po co wyznaczała datę ślubu i znów zjawiała się w moim życiu? Czy nie dałem jej jasno do zrozumienia, że nie trawię tego pilota i naprawdę ją kocham?! Co ona myślała? Że czekam na nią i w ogóle nie ruszy mnie data ślubu, który (uwaga cytuję) przecież wciąż można odwołać?! Poczułem się oszukany, porzucony na zbity pysk. Ale to była jej wina! Zostawiła mnie, dlatego ja zostawiłem ją. Czułem jakby stado słoni po mnie przeszło. Początkowo nie umiałem normalnie funkcjonować, ale z dnia na dzień to się zmieniało.
Siedziałem z kumplem z pracy i, by na dobre zapomnieć o kobiecie mojego życia, po raz kolejny upijałem się. Rozgardiasz panujący w pokoju był niczym w porównaniu z bałaganem w mojej głowie. Cały czas czułem ciepło jej ciała. Cały czas ją kochałem. Ale też cały czas słyszałem słowa: ,,Wyznaczyliśmy datę ślubu". To był cios poniżej pasa. Nie wspominając o przyjeździe z zaproszeniem. Kochała mnie? To dlaczego pozwoliła bym cierpiał? Miałem po raz kolejny zapewniać ją, że ją kocham by odwołała ślub?! Po raz kolejny zdałem.sobie sprawę, że ta dziewczyna cały czas gra i nie wie czego chce, przez co cierpi nie tylko ona...
- Czekaj, coś sobie przypomniałem. – Przyjaciel zerwał się z łóżka i wybiegł z pokoju. Siedziałem w milczeniu popijając piwo i przegryzając je chipsami.
– Mam. – John wpadł jak burza i rzucił się na łóżko. W ręku trzymał jakieś kolorowe czasopismo. – Zaraz, zaraz, gdzieś to tu widziałem… Nie patrz z takim potępieniem, kupiłem tylko z tego względu, że rzuciło mi się w spisie treści nazwisko tej twojej Mary.
Bez problemu domyśliłem się o co mu chodzi.
– Ona nie jest moja – zaprotestowałem słabo.
- O, tu jest! – Zagłębił się w lekturze. Powoli wyraz jego twarzy się zmieniał, zniknął uśmiech i pojawiło się zakłopotanie. Nie wytrzymałem i zerknąłem przez jego ramię.
Gwałtownie przerzucił kartkę i moim oczom ukazała się w całej okazałości roześmiana Mary, uwieszona na Schlierenzauerze. A pod spodem wytłuszczonym drukiem informacja o rychłej dacie ślubu…
– No i co ty na to? – spytałem ze złowróżbnym spokojem. – Nadal sądzisz, że powinienem zadzwonić? I może jeszcze pojechać na to zasrane wesele? Sam widzisz, że się uśmiecha a to znaczy, że jest szczęśliwa.
- Nie sądzisz, że to mogą być tylko pozory? Naprawdę nie uważasz, że ona udaje szczęśliwą na siłę?
Powoli w gardle pojawiało się straszliwe dławienie, a w okolicach żołądka przygniatający ciężar. Z całej siły zacisnąłem zęby, żeby uniemożliwić im szczękanie i jeszcze raz przyjrzałem się roześmianej parze na fotce. Treść optymistycznego artykułu nie docierała do mnie w pełni, wiedziałem tylko, że stało się coś okropnego, nastąpiła katastrofa dotycząca całego znanego mi świata.
Wydałem z siebie jakieś zdławione charczenie, mające imitować śmiech.
– Powinieneś już iść – powiedziałem z wysiłkiem i wygoniłem kolegę.
~
Mary
Ciągłe wywiady, sesje dla różnych magazynów... Roześmiany Gregor i udająca radość ja. Dlaczego? Dlaczego znów zaprzepaściłam moje szczęście? Byłam głupia, wyznaczając datę ślubu. Dałam tym do zrozumienia Schlierenzauerowi, że go kocham. A czy kochałam? To wiedział tylko Richard, który przypatrywał się z boku całej tej zagmatwanej sytuacji. Wspierał mnie ile mógł, nakłaniał nawet do odwołania nieuchronnie zbliżającej się uroczystości. Nie zdecydowałam się na ten krok, gdyż wizja pełnej rodziny dla Stefanka wydawała mi się lepsza. Syn całkowicie zakochał się w swym przybranym ojcu z wzajemnością. Widząc radość w oczach Stefanka, czułam, że tak będzie lepiej. Poza tym... Gdyby Wagner mnie naprawdę kochał, już dawno by przyleciał ze Stanów. Chociaż znając go, jego urażone męskie ego nie pozwala mu na taki krok... A może tylko mi się tak zdaje, gdyż tęsknię za nim?
~
Gregor
Po kolejnym miesiącu doszedłem do siebie do tego stopnia, że ze spokojem przeczytałem w necie kilka informacji o nadchodzącym ślubie ,,niedoszłej wdowy po znanym skoczku" i „zakochanego w niej do szaleństwa pilota”. Zęby mimowolnie mi zgrzytnęły. Byłem wściekły tą jej radością na zdjęciach. A co jeśli tylko udawała miłość do mnie?...
Czarowna data zbliżała się wielkimi krokami. A ja pewnego dnia obudziłem się z przeczuciem, że nie wszytko jeszcze stracone. Złośliwy chochlik w głowie i upiorna wyobraźnia podsunęły obraz, jak wpadam do kościoła dokładnie w sekundę po wypowiedzeniu słów „czy ktoś zna jakiś powód, ble ble ble”. Wtedy otwierają się ciężkie drzwi i wchodzę ja. Mary oczy stają w słup, po czym rzuca pilota pod ołtarzem i chwytając mnie pod ramię, wychodzi z kościoła. Pocałunek na zakończenie i napisy końcowe.
Bleee… Chyba alkohol spożywany ostatnimi czasy w nadmiernych ilościach namieszał mi w głowie, bo nigdy wcześniej nie wymyśliłbym takiej beznadziejnie przesłodzonej i durnej sceny.
Nie miałem zamiaru odgrywać tej głupawej sceny z wyobraźni, ale po prostu porozmawiać. Jeśli się mylę, to znów pocierpię. Jeśli jednak nie…
________
No to do końca trzy rozdziały :)
Kolejny jeszcze przed świętami. Więc z życzeniami jeszcze poczekam.
I wyrobię się do końca roku 💪
Komentarze
Prześlij komentarz