Nowe życie
Rozdział 4
- O! Dzień dobry panno Mary - przywitał ją straszy mężczyzna w białym kitlu.
- Doktor Hevling? -spytała słabym głosem.
- Tak. Twój brat, gdy wczoraj dzwonił, mówił że masz problem?
- Jestem w ciąży i oprócz troskliwej opieki brata na nikim innym nie mogę polegać. Poza tym nie wiem czy chcę to dziecko...
- Nawet tak nie mów! - podniósł głos lecz po chwili rzekł spokojnie: - Dziecko to najpiękniejszy dar, jaki dostajemy w życiu. Za kilka lat będziesz szczęśliwa, że je masz. Z tego co Richard mówił twój narzeczony zginął w wypadku?
- Tak - powiedziała zdławionym głosem.
- Bóg tak chciał. Nie możesz się o to obwiniać... - Mary spojrzała na lekarza nie rozumiejąc skąd on to wszsytko wie. - Richard - powiedział uśmiechając się przyjaźnie.
- Co pan doktor jeszcze wie?
- To, że Bóg chciał abyś nie została sama. Dlatego zesłał ci nowe życie. Mam wiele pacjentek. Wiele różnych historii. Twoja nie jest inna. Ale musisz walczyć! Musisz się zdrowo odżywiać i przestać się zamartwiać.
- Pan jest taki mądry... - zdumiała się kobieta.
- Nie. Po prostu mam już swoje doświadczenie. Lata praktyki - posłał pokrzepiający uśmiech dziewczynie i gestem ręki zaprosił na fotel, po czym zrobił podstawowe badania. Podczas badania USG Mary po raz pierwszy dała szansę sobie i dziecku. Z troską przyglądała się obrazowi na monitorze. Nawet nie dostrzegła, że pojedyncza łza spłynęła po jej twarzy. Była szczęśliwa? Chyba tak, choć nadal tęskniła za Kraftem...
Po powrocie do domu naszła ją ochota na zupę pomidorową. Wstawiła wodę w garnku, uszykowała chochlę tuż obok garnka i poszła wziąć szybki prysznic. Jednak prędzej udała się do sypialni by uszykować świeże ubrania. Otworzyła ogromną szafę i pierwsze co przykuło jej uwagę to rzeczy Stefana. Wyciągnęła jego ulubioną bluzę i zatraciła się w jej zapachu. W zapachu Stefana. Usiadła na łóżku i wtuliła twarz w miękki materiał. Słone łzy zaczęły moczyć ciuch, jednak Mary nie umiała ich powstrzymać. Ułożyła się wygodniej na materacu i zasnęła.
.-Mary! Mary! Obudź się! - słyszała jakieś głosy dochodzące z pomieszczenia obok. Ocknęła się i ujrzała gęsty, siwy dym. Poszła do kuchni i ujrzała Stefana próbującego ugasić pożar. Tylko skąd on się wziął?
- Uciekaj! Uciekaj i uważaj na dziecko - krzyczał brunet polewając ogień kolejnym wiadrem wody...
Podniosła się z łóżka głośno oddychaąc. Próbowała złapać oddech co po kilku sekundach wreszcie się udało. Śnił jej się Stefan. On chciał jej coś przekazać. Zaraz! Pożar? Szybkim krokiem weszła do kuchni i zobaczyła jak ogień opanowuje kolejne szafki. Przecież wstawiła tylko wodę! Chwila... Chochla! Położyła ją obok garnka. Boże! Nie wiedziała co robić. Pobiegła do łazienki po miskę z wodą. Sekundę później polewała nią największy ogień. Jednak dymu było coraz więcej...
Po dziewiątym razie Mary nie wyszła już z kuchni. Poczuła straszny ból głowy i osunęła się na podłogę. A więc tak wygląda koniec? Teraz zaśnie i już się nie obudzi? Ale co potem? Będzie w nowym wcieleniu? A może nie będzie już nic? Pustka, ciemność, nieświadomość i wieczny sen? A może pójdzie do nieba? Będzie żyła szczęśliwa ze Stefanem? Dopiero ta myśl pozwoliła jej zamknąć oczy...
Jasne światło drażniło oczy. Skrzypiące łóżko wbijało szpilki do uszu. I ten zapach. Jakby ktoś wylał hektolitry detergentów. Mary podjęła kolejną próbę otworzenia oczu aż wreszcie dostrzegła Richarda siedzącego w rogu sali. Chyba spał, gdyż oczy miał zamknięte. Gdzie była? Co się stało?
- Panie doktorze! Obudziła się. - Dopiero teraz Mary zobaczyła, że w pokoju była też młoda kobieta i siwiejący mężczyzna.
- Jak się pani czuje? - usłyszała niski, ochrypły głos i gdy już chciała odpowiedzieć, jej suche wargi odmówiły posłuszeństwa. Dotknęła ręką ust a wtedy kobieta delikatnie przetarła je wilgotną szmatką.
- Gdzie ja jestem? Co się stało? - wyszeptała ledwie otwierając usta.
- Jest pani w szpitalu. Otruła się pani tlenkiem węgla podczas pożaru mieszkania. Znaleźli panią strażacy, których wezwali sąsiedzi.
- Co z moim dzieckiem? - spytała przerażona a gdy lekarz milczał zaniosła się głośnym płaczem...
C.d.n.
-------
To jest to dziecko czy go nie ma?
Przepraszam za prawie miesiąc nieobecności. Tak sobie myślę że kolejna część za miesiąc. Jeden rozdział na miesiąc. Ale to jeszcze nic pewnego. Pewne jest, że nie zapomniałam o tym opowiadanku. Ale strasznie nie chciało mi się pisać tego rozdziału. Ale gdy już skończyłam to jestem z niego zadowolona.
To jakieś pomysły co dalej?
Miłego powrotu do szkoły! Łącze sie w bólu z tymi, którzy wchodzą w nową szkołę....
Pozdrawiam!!!
- O! Dzień dobry panno Mary - przywitał ją straszy mężczyzna w białym kitlu.
- Doktor Hevling? -spytała słabym głosem.
- Tak. Twój brat, gdy wczoraj dzwonił, mówił że masz problem?
- Jestem w ciąży i oprócz troskliwej opieki brata na nikim innym nie mogę polegać. Poza tym nie wiem czy chcę to dziecko...
- Nawet tak nie mów! - podniósł głos lecz po chwili rzekł spokojnie: - Dziecko to najpiękniejszy dar, jaki dostajemy w życiu. Za kilka lat będziesz szczęśliwa, że je masz. Z tego co Richard mówił twój narzeczony zginął w wypadku?
- Tak - powiedziała zdławionym głosem.
- Bóg tak chciał. Nie możesz się o to obwiniać... - Mary spojrzała na lekarza nie rozumiejąc skąd on to wszsytko wie. - Richard - powiedział uśmiechając się przyjaźnie.
- Co pan doktor jeszcze wie?
- To, że Bóg chciał abyś nie została sama. Dlatego zesłał ci nowe życie. Mam wiele pacjentek. Wiele różnych historii. Twoja nie jest inna. Ale musisz walczyć! Musisz się zdrowo odżywiać i przestać się zamartwiać.
- Pan jest taki mądry... - zdumiała się kobieta.
- Nie. Po prostu mam już swoje doświadczenie. Lata praktyki - posłał pokrzepiający uśmiech dziewczynie i gestem ręki zaprosił na fotel, po czym zrobił podstawowe badania. Podczas badania USG Mary po raz pierwszy dała szansę sobie i dziecku. Z troską przyglądała się obrazowi na monitorze. Nawet nie dostrzegła, że pojedyncza łza spłynęła po jej twarzy. Była szczęśliwa? Chyba tak, choć nadal tęskniła za Kraftem...
Po powrocie do domu naszła ją ochota na zupę pomidorową. Wstawiła wodę w garnku, uszykowała chochlę tuż obok garnka i poszła wziąć szybki prysznic. Jednak prędzej udała się do sypialni by uszykować świeże ubrania. Otworzyła ogromną szafę i pierwsze co przykuło jej uwagę to rzeczy Stefana. Wyciągnęła jego ulubioną bluzę i zatraciła się w jej zapachu. W zapachu Stefana. Usiadła na łóżku i wtuliła twarz w miękki materiał. Słone łzy zaczęły moczyć ciuch, jednak Mary nie umiała ich powstrzymać. Ułożyła się wygodniej na materacu i zasnęła.
.-Mary! Mary! Obudź się! - słyszała jakieś głosy dochodzące z pomieszczenia obok. Ocknęła się i ujrzała gęsty, siwy dym. Poszła do kuchni i ujrzała Stefana próbującego ugasić pożar. Tylko skąd on się wziął?
- Uciekaj! Uciekaj i uważaj na dziecko - krzyczał brunet polewając ogień kolejnym wiadrem wody...
Podniosła się z łóżka głośno oddychaąc. Próbowała złapać oddech co po kilku sekundach wreszcie się udało. Śnił jej się Stefan. On chciał jej coś przekazać. Zaraz! Pożar? Szybkim krokiem weszła do kuchni i zobaczyła jak ogień opanowuje kolejne szafki. Przecież wstawiła tylko wodę! Chwila... Chochla! Położyła ją obok garnka. Boże! Nie wiedziała co robić. Pobiegła do łazienki po miskę z wodą. Sekundę później polewała nią największy ogień. Jednak dymu było coraz więcej...
Po dziewiątym razie Mary nie wyszła już z kuchni. Poczuła straszny ból głowy i osunęła się na podłogę. A więc tak wygląda koniec? Teraz zaśnie i już się nie obudzi? Ale co potem? Będzie w nowym wcieleniu? A może nie będzie już nic? Pustka, ciemność, nieświadomość i wieczny sen? A może pójdzie do nieba? Będzie żyła szczęśliwa ze Stefanem? Dopiero ta myśl pozwoliła jej zamknąć oczy...
Jasne światło drażniło oczy. Skrzypiące łóżko wbijało szpilki do uszu. I ten zapach. Jakby ktoś wylał hektolitry detergentów. Mary podjęła kolejną próbę otworzenia oczu aż wreszcie dostrzegła Richarda siedzącego w rogu sali. Chyba spał, gdyż oczy miał zamknięte. Gdzie była? Co się stało?
- Panie doktorze! Obudziła się. - Dopiero teraz Mary zobaczyła, że w pokoju była też młoda kobieta i siwiejący mężczyzna.
- Jak się pani czuje? - usłyszała niski, ochrypły głos i gdy już chciała odpowiedzieć, jej suche wargi odmówiły posłuszeństwa. Dotknęła ręką ust a wtedy kobieta delikatnie przetarła je wilgotną szmatką.
- Gdzie ja jestem? Co się stało? - wyszeptała ledwie otwierając usta.
- Jest pani w szpitalu. Otruła się pani tlenkiem węgla podczas pożaru mieszkania. Znaleźli panią strażacy, których wezwali sąsiedzi.
- Co z moim dzieckiem? - spytała przerażona a gdy lekarz milczał zaniosła się głośnym płaczem...
C.d.n.
-------
To jest to dziecko czy go nie ma?
Przepraszam za prawie miesiąc nieobecności. Tak sobie myślę że kolejna część za miesiąc. Jeden rozdział na miesiąc. Ale to jeszcze nic pewnego. Pewne jest, że nie zapomniałam o tym opowiadanku. Ale strasznie nie chciało mi się pisać tego rozdziału. Ale gdy już skończyłam to jestem z niego zadowolona.
To jakieś pomysły co dalej?
Miłego powrotu do szkoły! Łącze sie w bólu z tymi, którzy wchodzą w nową szkołę....
Pozdrawiam!!!
To jakaś synchronizacja, że ja właśnie posłałam w świat mój mały eksperyment, aby oderwać na chwilę myśli od nauki? Ech, przypadki, przypadki.
OdpowiedzUsuńMary trafiła na bardzo mądrego lekarza, oby więcej takich.
Ale niestety, nie zachowała się zbyt rozsądnie. Nie mam na myśli, że zostawiła garnek na ogniu, bo zdarza się najlepszym (E_A vs garnki 3:0), ale fakt, że nie zostawiła gaszenia pożaru profesjonalistom. Dobrze chociaż, że Stefan się jej przyśnił odpowiednim ostrzeżeniem.
Nie szczędzisz dramatów, podejrzewam, że AMry straciła to dziecko choć zdaje się, że właśnie zaczęła powoli kochać to maleństwo.
Zobaczymy, co jeszcze dla nas przygotujesz ;)
Weny i poowdzenia w nowej szkole!
E_A
pardon co
OdpowiedzUsuńjejciu, Mary... taki maluch to skarb, a Ty chciałaś je oddać?! jeszcze ten pożar, to otrucie, pojawienie się Stefana we śnie... jezu, to za dużo jak na mnie, haha :|
mam nadzieję, że jednak nie będę czekała miesiąc na kolejną część, bo ta niepewność co do dalszej egzystencji małego Krafta mnie wykończy!