Nowe życie (2)

rozdział 1

- Mary powinnaś coś zjeść - powiedziała z troską jej rodzicielka. Od czasu, gdy Stefan umarł, dziewczyna nic nie jadła. Schudła, zaniedbała się. Codziennie wymiotowała.  - Musisz jeść! - powiedziała płacząc. - Martwię się o ciebie dziecko. Jesteś swoim cieniem! Zaraz skończysz jak Stefan!
- Stefan miał wypadek! Nie umarł z głodu! - krzyknęła z wyrzutem i ruszyła do swojego pokoju. Położyła się na łóżku i próbowała usnąć. Zanim odeszła w krainę Morfeusza znów płakała. To było jej lekarstwo. Dzięki łzom dawała upust swoim emocjom. Przerażała ją wizja przyszłości bez skoczka. Myśl, że jutro pogrzeb dołowała ją jeszcze bardziej. Chciała iść, chciała się pożegnać, ale bała się, że znów stchórzy. Tak jak w szpitalu...

Obudziły ją kolejne torsje, które zdarzały się coraz częściej, zazwyczaj nad ranem. Nim weszła do łazienki, zdążyła zwymiotować na kafelki. Znów zaniosła się płaczem. Dlaczego nie umie funkcjonować bez skoczka? Dlaczego czuje ciężar na sercu..?

- Miałeś być godzinę temu! - powitała Krafta przy drzwiach z pretensjami.
- O co ci znowu chodzi?! - spytał.
- O co mi chodzi? Ty się jeszcze o to pytasz? Od kilku dni całkowicie mnie ignorujesz. Mieliśmy iść do Thomasa, zapomniałeś? Prosiłam, żebyś zrobił zakupy...
- Wróciłem z treningu, jestem zmęczony i jeszcze ty wylatujesz z pretensjami! Odpuść kobieto! Wrzuć na luz! Co chwilę tylko jakiś rozkaz! Mam dość!
- Myślisz, że ja nie jestem zmęczona? Tez chodzę do pracy! Też czasami mam wszystkiego dość, a jednak zawsze obiad czeka ciepły na stole. Zawsze jest czysto i zawsze masz wyprane gacie! Chciałam, abyś zrobił głupie zakupy! Nawet tego nie potrafisz zrobić!
- Naprawdę myślisz, że jedyne o czym marzę po treningu to bieganie z wózkiem po sklepie?! - spytał chłodno. Dawno się nie sprzeczali. Zawsze panowała między nimi harmonia i spokój. Ale od kilku dni Mary stawała się nie do zniesienia. Jej zmiamy nastroju doprowadzały Krafta do białej gorączki.
- Wiesz o czym ja marzę? Żebym choć raz wróciła do domu i obiad na mnie czekał. Żebym nie musiała zapierdalać ze ścierką, żebyś sobie sam wyprał te cholerne gacie! - Miała dość. Chciała wyrzucić Stefanowi wszystko prosto w twarz, ale ten wyszedł. Wziął kluczyki i trzasnął drzwiami. Nie wracał godzinę. Dwie. Trzy.
Po kilku godzinach nieobecności Mary zaczęła się martwić. A co, jeśli przesadziła? Jej rozmyślania przerwał telefon. Dzwonili ze szpitala. Jakiego szpitala? Oparła się o ścianę i uważnie słuchała głosu po drugiej stronie słuchawki. Stefan miał wypadek samochodowy. Jest w ciężkim stanie. Najbliższe godziny będą decydujące. Ale co to znaczy? Po chwili dziewczyna zrozumiała. JEJ Stefan może nie przeżyć. Przez JEJ pretensje cały ten wypadek. Przez NIĄ Stefan wyszedł zdenerwowany i zmęczony....


Weszła do świątyni. Ubrana w czarną sukienkę za kolano. Owinięta czarnym, długim szalem. W czarnych okularach i czarnych butach. Bez makijażu. Podeszła do trumny, która była jeszcze otwarta. To przez nią tu leży! Nawet się z nim nie pożegnała! Miała wyrzuty sumienia, że pozwoliła odejść swojej miłości nie w pokoju, a w kłótni. Stojąc przy nieruchomej postaci skoczka, wspominała najpiękniejsze czasy swojego życia. Te czasy, w których występował Stefan.
Głos kościelnego przerwał jej rozmyślania. Zamykają trumnę. Mary poczuła ścisk w żołądku i pociemniało jej przed oczami. Zanim zdążyła wyjść padła na ziemię ledwo przytomna. Jej brat, a także ojciec pomogli jej wyjść i nie pozwolili już wrócić. Nie tak wyobrażała sobie to pożegnanie, zupełnie inny scenariusz ułożyła sobie w głowie!

~~~~
No to już wiadomo. Stefan Kraft nieboszczykiem. Będzie tu tylko we wspomnieniach ;)
Dziękuje za komentarze i odwiedziny!

Komentarze

  1. zdecydowanie mi serce pękło :| jeny, Stefek :|||
    biedna Mary... biedni oni wszyscy, eww
    czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty